aaa4
..::Analog Member::..
Dołączył: 04 Wrz 2018
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 14:45, 25 Wrz 2018 Temat postu: 32 |
|
|
Pokoj Sroki byl tak wielki, ze mozna by w nim tanczyc. Sciany byly czerwone jak sciany kosciola, ale prawie w [link widoczny dla zalogowanych]
pokrywaly je zdjecia w zlotych ramach - zdjecia domow i ludzi. Cisnely sie na scianach jak tlum na zbyt malym placyku. Posrodku - rowniez w zlotej ramie, tylko znacznie wiekszy - wisial portret Capricorna. Ktokolwiek go malowal, byl rownie marnym artysta jak ten, ktory stworzyl posag stojacy w kosciele. Na obrazie twarz Capricorna byla bardziej okragla i pulchna niz w rzeczywistosci, a jego dziwnie kobiece usta tkwily niby egzotyczny owoc pod zbyt krotkim i szerokim nosem. Tylko oczy malarz oddal trafnie. Patrzyly na Meggie wzrokiem rownie beznamietnym jak oczy prawdziwego Capricorna, oczy czlowieka obserwujacego zabe, ktorej zamierza rozciac brzuch, aby zobaczyc, co ma w srodku. Zadna twarz - tego nauczyla sie w wiosce Capricorna - nie napawa bardziej lekiem niz taka, ktora nie potrafi wyrazac wspolczucia. Sroka siedziala dziwnie sztywno w fotelu z wysokim oparciem stojacym pod portretem jej syna -jakby nie nawykla do siedzenia, jak kobieta, ktora zawsze jest zajeta i ktora chwile bezczynnosci napawaja nieprzyjemnym uczuciem. Ale moze jej cialo zmuszalo ja czasem do zaglebienia sie w
ten monstrualny fotel, ktory wydawal sie dla niej o wiele za duzy. Meggie zauwazyla, ze nogi starej byly obrzmiale powyzej kostek. Rozdymaly sie bezksztaltnie, kontrastujac z koscistymi kolanami. Gdy Sroka zauwazyla wzrok Meggie, szybko obciagnela spodnice, zakrywajac kolana.
-Powiedziales jej, po co tu przyszla? - spytala, wstajac.
Meggie zauwazyla, z jakim trudem Sroka podniosla sie z fotela, opierajac sie dlonia o stojacy obok stolik i zagryzajac wargi. Basta zdawal sie napawac jej slaboscia, na ustach wykwitl mu usmieszek, ktory zniknal natychmiast zdmuchniety jej lodowatym spojrzeniem. Stara niecierpliwie skinela na Meggie. Basta popchnal ja, gdy Meggie nie od razu ruszyla sie z miejsca. 407
-Chodz, cos ci pokaze - powiedziala Sroka, podchodzac wolnym, lecz pewnym krokiem do
komody, jakby zbyt ciezkiej na swoich delikatnie rzezbionych nogach.
Na komodzie, miedzy dwiema bladozoltymi lampami, stala drewniana szkatula. Ozdobiona byla azurowym wzorem.
Kiedy Sroka otworzyla wieczko, Meggie odskoczyla przerazona. W pudelku lezaly dwa weze, cienkie jak jaszczurki i niewiele dluzsze od przedramienia Meggie.
-Pilnuje, zeby w moim pokoju bylo cieplutko, bo inaczej za bardzo by sie rozespaly! - wyjasnila
Sroka, wysuwajac gorna szuflade komody i wyjmujac rekawice.
Rekawica zrobiona byla z twardej skory, tak sztywnej, ze Sroka miala trudnosci z wcisnieciem do srodka swojej sekatej dloni.
-Twoj przyjaciel Smolipaluch splatal figla biednej Resie, kiedy jej kazal szukac ksiazki - ciagnela, przytrzymujac szkatulke i dlonia w rekawicy chwytajac jednego z wezy tuz przy jego plaskiej glowie.
-No, chodzze! - przywolala Baste, podajac mu wijacego sie weza.
Meggie widziala po twarzy Basty, ze wszystko sie w nim burzy, ale podszedl poslusznie i ujal weza, trzymajac z daleka od siebie pokryty luska, skrecajacy sie korpus.
-Widzisz, Basta nie lubi moich wezy! - stwierdzila z usmiechem Sroka. - Nigdy ich nie lubil. Ale to
niewiele znaczy, bo [link widoczny dla zalogowanych]
- o ile wiem - nie lubi niczego procz swojego noza. A poza tym uwaza, ze
weze przynosza nieszczescie, co jest oczywiscie kompletna bzdura.
Mortola podala Bascie drugiego weza. Gad otworzyl pyszczek, ukazujac drobne zeby jadowe. Meggie przez chwile zrobilo sie prawie zal Basty.
-No, i co ty na to? Czy to nie jest swietny schowek?
Post został pochwalony 0 razy
|
|